O niedomaganiach codziennych słów kilka…

Często można usłyszeć komunikaty wyrażające się na poziomie werbalnym w stwierdzeniu „złapały mnie korzonki”, „coś mnie przewiało”, „boli mnie głowa”, „coś mnie chwyta”, „mam katar”… Po rozszyfrowaniu ich na poziomie semantycznym ujawnia się informacja: „coś na mnie spadło i nie bardzo rozumiem, dlaczego”.

Trudno wymagać od przeciętnego człowieka głębokiej wiedzy na temat powstawania chorób. Jednocześnie jednak nie można zwolnić go od odpowiedzialności za własne zdrowie i życie, a co za tym idzie – za zrozumienie, że to nie „coś” go zaatakowało, tylko uległ wpływowi sił Natury. A temu, że Natura oddziaływuje na nas nieustannie, nie da się zaprzeczyć.
Chociaż byśmy chcieli, nie zmienimy tego, że jesteśmy integralną częścią Wszechświata i tylko poprzez zbliżenie się do Natury – częste obcowanie z przyrodą, respektowanie jej praw, cyklu dobowego i czasu przemijania, szacunek do flory i fauny – możemy dostroić się do wibracji Kosmosu. To właśnie zintegrowanie z Naturą powoduje, że ludzie czują się szczęśliwsi. Ci, którzy wchodzą na tę drogę, zaczynają rozumieć, że szanowanie przyrody to nieczynienie jej krzywdy i przyjęcie proekologicznej postawy, respekt dla drugiego człowieka, a nade wszystko troska o siebie samego. Gdy zrozumiemy i zaakceptujemy te zasady, wtedy rozpoczynamy bardziej świadome życie, ubieramy się odpowiednio do panujących warunków zewnętrznych, dostarczamy pożywienia, które ma być budulcem dla organizmu i wzmocnieniem sił ochronnych, dbamy o higienę życia, w tym – odpowiednią ilość snu, szukamy najlepszych dla nas metod radzenia sobie ze stresem. Tak wyposażeni łatwiej możemy radzić sobie z atakującymi nas czynnikami chorobotwórczymi.
Ilu z nas tak czyni? Jak jest naprawdę? Największym grzechem, jaki popełniamy, jest zaniedbywanie siebie i traktowanie siebie mechanistycznie, jako systemu współpracujących ze sobą narządów, sterowanych poprzez centralny system dowodzenia, czyli mózg. Wymagamy od własnego ciała, by było w ciągłej gotowości, stale nam służyło, a pojawiające się pierwsze symptomy choroby zwykle bagatelizujemy, wierząc, że „samo przejdzie”. Gdy jednak objawy nie mijają, biorąc przykład z reklam, sięgamy po tabletkę i uznajemy sprawę za załatwioną. Do kolejnego razu… Co z tego, że musimy brać coraz silniejsze dawki leku. Wierzymy, że medycyna serwuje nam medykamenty coraz nowszej generacji i pigułka rozwiąże wszystkie nasze problemy. Nawet w przypadku lekkiego przeziębienia szukamy ratunku u lekarza zamiast „wziąć sprawy w swoje ręce”. A przecież przeziębienie to tylko wynik wniknięcia przez pory skóry patologicznego zimna niesionego wiatrem. W początkowej fazie choroby – zimno wchodzi, w drugiej – dostaje się do krwi, by w trzeciej dotrzeć do narządów. Usunięcie niedomagania jest najłatwiejsze na pierwszym etapie, kiedy wystarczy wymoczyć nogi w gorącej wodzie z solą i wypić wywołującą poty herbatę lipową lub z kwiatu czarnego bzu, położyć się do łóżka, porządnie się wygrzać i wyspać. Jeśli tego nie zrobimy, choroba wniknie głębiej i nie tylko czas leczenia się wydłuży, ale też będzie ono znacznie trudniejsze. Łatwiej jest bowiem wyrzucić patogen spod skóry, niż wyciągać go z głębin!

Znaczna część chorób, nawet te wynikające z wychłodzenia, bardzo często ma w tle zaburzenia trawienia. Dla wielu obrazoburcza może być informacja, że angina ropna to tak naprawdę połączenie niezdrowego, wychładzającego jedzenia, z wyziębieniem i przemęczeniem organizmu. Która matka, widząc ropne nacieki na migdałach, poda dziecku herbatę imbirową, miksturę propolisową i tinkturę szałwiową do płukania gardła, a w przypadku gorączki będzie schładzać rozgrzane ciało kąpielami? Zwykle natychmiast udaje się do lekarza, aplikuje przepisane antybiotyki i wzdycha nad słabą odpornością dziecka.
A herbatka imbirowa jest cudownym lekarstwem leczącym wszelkie stany zachwiania równowagi – od obniżenia nastroju, przez niestrawność, po początki przeziębienia. Przepis na ten specyfik podała w swojej książce pt. „Filozofia zdrowia” Anna Ciesielska. Składa się on z dostępnych składników, takich jak tymianek, lukrecja i suszony imbir w proporcjach 1:1:1, przy czym proporcje te można zmieniać w zależności od preferencji smakowych. Herbatka ta fantastycznie rozgrzewa, więc jest szczególnie polecana przy przemarznięciach lub odczuciu wewnętrznego zimna. Niestety, nie jest zalecana osobom uczulonym na tymol (główny aktywny składnik tymianku), cierpiącym na nadciśnienie i zaburzenie gospodarki potasowej, gdyż zastosowana tu lukrecja znacznie podnosi ciśnienie i obniża poziom potasu; niewskazana jest też dla osób biorących leki rozrzedzające krew, ze względu na obecność imbiru. Wszyscy pozostali bez obaw mogą sięgnąć po tę mieszankę i cieszyć się jej cudownym działaniem.

Tradycyjna Medycyna Chińska rozróżnia dwie grupy przyczyn powstawania chorób. Pierwsza to czynniki zewnętrzne, czyli wpływy klimatu, druga – emocje wewnętrzne i przemęczenie. Osobną grupę stanowią czynniki niesklasyfikowane: nieodpowiednia dieta, urazy i nadaktywność seksualna. Współczesna chińska praktyka medyczna dodaje do tej starożytnej listy czynniki organiczne, czyli wirusy i bakterie, chemikalia, np. pestycydy, oraz czynniki fizyczne, między innymi promieniowanie jądrowe.
Części wymienionych przyczyn, które zależą od nas, możemy starać się unikać. W naszych rękach leży bowiem decyzja, czy będziemy się zdrowo odżywiać, tzn. dobierzemy odpowiednią dla siebie dietę, czy w pogoni codzienności znajdziemy czas dla siebie, aby po prostu odpocząć, czy znajdziemy odpowiednie sposoby radzenia sobie ze stresem. Niestety, niewiele możemy zdziałać w kwestii czynników organicznych. W takim świecie żyjemy i tylko świadome grupowe protesty mogą coś zmienić. Wydawać by się mogło, że nic nie możemy poradzić także na wpływy klimatu, takie jak wiatr, gorąco, upał, wilgoć, suchość i zimno. Z jednej strony – tak, z drugiej – nie, ponieważ możemy starać się wpływy te zminimalizować. Wystarczy dostosować się do panujących warunków zewnętrznych i gdy jest zimno, odpowiednio się ubrać, a gdy jest gorąco, nie ochładzać się lodami i zimnymi napojami, ale zgodnie z tradycją ludów Wschodu pić na przykład gorącą, orzeźwiającą herbatę miętową posłodzoną miodem. Mięta, ze względu na swój ochładzający, ostry i aromatyczny charakter, wspaniale wyrównuje temperaturę ciała, dostosowując ją do warunków panujących na zewnątrz, a miód dodatkowo wzmacnia organizm.

Panująca za oknem aura wielu wpędza w stan melancholii, obniżonego nastroju i frustracji. Niełatwo zmobilizować się do zmiany paradygmatu życia, optymistycznego spojrzenia w przyszłość i „poczucia wiatru w żaglach”. Wtedy należy zapalić kominek aromatyczny z olejkiem rozmarynowym, czerwone świece, by dodać energii; otulić się ciepłym pledem, włączyć ulubioną muzykę i, popijając herbatkę ziołową, oddać się błogiemu lenistwu, by zatrzymać na chwilę czas codziennego pędu i zatroszczyć się o siebie. Można też zabezpieczyć się w odpowiednie ubranie i parasol i wybrać się na spacer! Zima to okres gromadzenia energii, należy więc się o tę energię zatroszczyć, przytrzymać we wnętrzu ciała, by na wiosnę razem z przyrodą „obudzić” się do życia.